Kolejny rozdział. Chciałam jednak uprzedzić, że jest on zakończony
dosyć obrazowym opisem tortur. Dla tych, którzy nie chcą czytać tego fragmentu,
zaznaczam go innym kolorem.
beta: tirea (kłaniam się i całuję rączki;])
5.
Albus Dumbledore szedł właśnie na kolejne zebranie Zakonu Feniksa.
Odkąd Voldemort zabrał mu Harry’ego, dyrektor Hogwartu zwoływał je co dwa dni.
Domyślał się, że Tom chce przeciągnąć Pottera na swoją stronę. Był pewien, że
powie mu wszystko. No może prawie wszystko. Mógł mieć tylko nadzieję, że ten
głupi chłopak mu nie uwierzy.
Nie miał pojęcia, gdzie jest siedziba Lorda i jego Śmierciożerców.
Zresztą nie ważne. Kiedyś będzie musiał wypuścić Harry’ego. Żywego lub
martwego. Jeżeli gryfon zmieni strony, to najwyżej rzuci na niego obliviate.
Avadę będzie mógł rzucić dopiero, jak bachor skończy siedemnaście lat. Przeklęta ochrona magiczna – pomyślał.
Co on sobie myśli? Że tak po prostu odbierze mi Pottera? O nie…
Chłopak ufa MI.
To on, Dumbledore, zawsze ratował go z opresji. A przynajmniej
dzieciak tak myśli. Tak łatwo nie da się przeciągnąć. Jest uparty. To prawdziwy
gryfon. Nie ważne czy ma rację, czy nie. Ważne, że w to wierzy. A Potter, póki
co, wierzył we wszystko, co Dumbledore mu mówił i był mu całkowicie oddany.
Dyrektor Hogwartu dotarł na błonia, a stamtąd udał się w kierunku
bramy. Gdy tylko za nią wyszedł, aportował się na Grimmauld Place 12. Ukazał
się przed nim dom – główna kwatera Zakonu Feniksa – do którego szybko wszedł.
Zdjął swój kapelusz i poszedł do kuchni. Gdy tylko przekroczył próg, dotarł do
niego czyjś głos.
- Witaj, Albusie – przywitała go Molly Weasley. – Wszyscy
członkowie już są. Napijesz się herbaty?
- Z chęcią Molly – odpowiedział łagodnym głosem. – Czy ktoś
dowiedział się czegoś o Harrym? Severus?
- Czarny Pan nadal utrzymuje Pottera w stanie śpiączki. Nie chce,
żeby teraz się wybudził. Cały czas ktoś go pilnuje. Możliwe, że coś planuje,
ale póki co, nikomu tego nie zdradził – odpowiedział Snape swoim typowym,
jadowitym tonem z wyrazem obojętności na twarzy. W tym czasie pani Weasley
jednym machnięciem różdżki postawiła przed każdym filiżankę herbaty.
- W jakim stanie jest Harry? – zapytał Syriusz. Nadal nie wyglądał
najlepiej po potyczce z Bellatrix, a następnie z Dołohowem w Ministerstwie.
Miał nadzieję, że jego chrześniak będzie żył, kiedy przybędą, by go stamtąd
zabrać.
- Mówiłem już na poprzednim spotkaniu, Black, że chłopakowi nic nie
jest, wyleczyłem jego rany, a teraz jest utrzymywany w śpiączce. Zrozumiałeś,
czy może mam ci to powtórzyć jeszcze raz? – warknął na niego Mistrz Eliksirów.
Wkurzał go ten kundel. Tak się martwił o Pottera, ale jak dotąd nie zrobił
nic, żeby go ratować. Potrafi tylko siedzieć i użalać się nad sobą. Pomijając
już to, że Potter nie chce być ratowany. Bynajmniej już nie.
- Zamknij się, Smarkerusie! – zerwał się Syriusz. – To, że tobie
nie zależy na Harrym, nie znaczy, że każdy ma gdzieś, co się z nim stanie.
Jesteś nic nie wartym Śmierciojadem! Gdyby to ode mnie zależało, już dawno
wykopałbym cię z Zakonu! – wykrzyczał Syriusz. Miał dość tego, że Snape ciągle
go obraża (i to w jego własnym domu) i tego, jak mówi o jego chrześniaku.
- Uważaj na słowa, Black, bo może… - nie skończył, bo przerwał mu
Dumbledore.
- Severusie! Syriuszu! Nie czas teraz na kłótnie – powiedział mocnym
głosem, na co Snape tylko prychnął. – Mamy ważniejsze sprawy do omówienia. – Westchnął głęboko, poczekał, aż każdy skupi się na tym, co ma do powiedzenia i
zaczął – Severusie, czy Voldemort mówił ci o jakichkolwiek swoich planach, nie
dotyczących Harry’ego.
- Nie wspominał. Póki co wygląda tak, jakby był w trakcie
planowania czegoś. Nie zlecał ostatnio nikomu żadnych misji – odpowiedział
Severus. Kłamał na tyle doskonale, że nawet sam wielki Albus Dumbledore, nie
jest w stanie go przejrzeć.
- No dobrze. Mimo że na razie Voldemort nie ma żadnych konkretnych
planów, nadal musimy trzymać się na baczności. To może być cisza przed burzą –
ostrzegł ich Dumbledore.
Dalsza część spotkania przebiegała na planowaniu ewentualnej
ochrony w razie nagłego ataku ze strony Voldemorta. Severus Snape siedział
pogrążony we własnych myślach. Nie obchodziło go, co ustalą na zebraniu.
Wiedział, że Tom nie planuje żadnych ataków. Jeżeli już, to planuje odparcie
ataku Dumbledore’a na jakąś mugolską wioskę. Zastanawiał się, jak Dropsowi
udało się wmówić większości społeczności czarodziejskiej, że jest on ich
wybawicielem. Jak udało mu się im wmówić, że Potter jest ich wybawicielem?
Chociaż to akurat prawda, choć trochę inna od tej głoszonej przez Albusa.
Przesiedział więc kolejne półtorej godziny milcząc, udając, że
uważnie słucha. Zastanawiał się, kiedy Tom wyzna Harry’emu całą prawdę. Gryfon
nadal go trochę irytował, ale bądź co bądź, należy mu się prawda po tych
wszystkich latach wypełnionych kłamstwem. W sumie to całe życie chłopaka było
jak dotąd oszustwem. Riddle powie mu, pytanie tylko, jak szybko? I czy chłopak
przestraszy się i ucieknie do miłosiernego
i dobrotliwego Dumbledore’a, czy, wręcz przeciwnie, całkowicie zaufa Tomowi?
No i jest jeszcze jedna rzecz, o której młody nie wie. O tym nie
wie nawet sam wielki Drops! Ale z tą wiedzą Pottera będzie musiał zaznajomić
Severus. I znów pytanie, jak chłopak na to zareaguje? Bo mimo że gryfon
potrafił go wkurzyć w przeciągu pół minuty, to zależało mu na nim. Postanowił
więc poczekać, aż ich stosunki się ocieplą. Albo chociaż nienawiść pomiędzy
nimi choć trochę zmaleje. Tylko jak mu to powiedzieć?
Potter, durniu, jestem twoim ojcem chrzestnym, a teraz uwarz ten
eliksir porządnie, albo oddam cię z powrotem Dumbledore’owi!
Severus zaśmiał się w myślach ze swojej wyobraźni. Pewnie gdyby
przekazał gryfonowi tą wspaniałą wiadomość w taki sposób, to ten uciekłby
piszcząc jak mała dziewczynka. Ale cóż, jakoś trzeba będzie mu powiedzieć.
Potter będzie musiał pogodzić się z myślą, że jego dotychczasowy, mroczny
nauczyciel eliksirów jest jego trochę mniej, a może bardziej, mrocznym ojcem
chrzestnym. Drugim, co prawda, ale jednak.
- …Severusie? – usłyszał nagle swoje imię. Dumbledore zadał mu
jakieś pytanie. Teraz patrzył na niego przenikliwie tymi swoimi niebieskimi
oczami z iskierkami radości.
- Wybacz, o co pytałeś, Albusie? – zapytał oschłym tonem. Nie
potrafił zwracać się do tego człowieka uprzejmie. Prawie do nikogo nie potrafił
zwracać się uprzejmie. Wyjątkami byli Tom, Lucjusz i Draco. Czy kiedyś będzie
się zwracał do Pottera tak jak do nich?
- Pytałem, co myślisz o tym, aby w czasie roku szkolnego w
Hogwarcie przebywało kilku aurorów i członków Zakonu Feniksa? Byłoby o wiele
bezpieczniej dla uczniów – powiedział dyrektor tym swoim życzliwym głosem i
uśmiechnął się dobrodusznie. Severusowi momentalnie zrobiło się niedobrze na
ten widok.
- Uważam, że to bez sensu. Jeśli Czarny Pan będzie chciał się
dostać do Hogwartu, to nie powstrzyma go kilku aurorów – zakpił.
- Ty, Smarkerusie, gdybyś miał okazję, pewnie sam byś go wpuścił,
co?! – warknął na niego po raz kolejny Syriusz. Ale zanim zdążył cokolwiek
dodać, lub usłyszeć jakąkolwiek odpowiedź Snape’a, ponownie wtrącił się
Dumbledore.
- Syriuszu, Severusie, proszę, skończcie z tym. Nie jesteście już
dziećmi. To nie czas i miejsce na słowne przepychanki – powiedział nieco
ostrzej niż poprzednio. – Niech każdy pomyśli nad tym, czy powinniśmy zaprosić
aurorów do Zamku, czy zostawić to zadanie do wykonania jedynie członkom Zakonu – oznajmił powracając do swojego normalnego tonu, który niezmiernie irytował
Mistrza Eliksirów. – Severusie, postaraj się dowiedzieć jak najwięcej o stanie
Harry’ego i możliwościach odebrania go Voldemortowi. Tymczasem Zebranie uważam
za zakończone.
***
Tom szedł szybko korytarzami Czarnego Dworu, zmierzając do jednej z
celi w lochach swojej rezydencji. Pięć minut wcześniej Dołohow i Avery
poinformowali go, że złapali jednego z ludzi Dumbledore’a. Być może dowie się
od niego czegoś ciekawego o planach i działaniach starego Dropsa.
Przemierzał ciemne korytarze, a jego czarna szata powiewała za nim
niczym cień, jego własny mrok. To już nie był Tom Riddle. W stronę jednej z cel
w lochach zmierzał Lord Voldemort. Człowiek o wężowej twarzy, pozbawiony
włosów, nosa, z ustami układającymi się w cienką linię, czerwonymi jak krew
oczami i z grymasem na twarzy, wyrażającym jego potęgę, siłę i ciemne wnętrze,
czarną jak smoła duszę, ciało pozbawione serca…
Wszedł do celi dumnym krokiem. Na podłodze leżał już trochę
skatowany mężczyzna. Miał czarne jak heban włosy i ciemną cerę. Z jego nosa i
wargi leciała krew. Kurczowo trzymał się za bok. Jego ubranie było rozdarte w
kilku miejscach. Mimo jego już złego stanu, na twarzy miał jakby grymas
zadowolenia. Voldemort podszedł do niego, zacisnął rękę na jego brudnych
włosach i pociągnął do góry. Zmusił do tego, aby stał. Puścił go. Mężczyzna
chwiał się lekko, ale utrzymał w pozycji stojącej. Głowę miał spuszczoną w dół.
Czarny Lord uniósł jego podbródek różdżką trzymaną w prawej dłoni. Spoglądał mu
przez chwilę głęboko w oczy, chcąc wyczuć choć odrobinę strachu. Lecz mężczyzna
patrzył na niego z odrazą i pogardą.
- Jak się nazywasz? – zapytał cichym, ale bardzo wyraźnym i groźnym
głosem, od którego można było poczuć dreszcze strachu na plecach.
- Nie twój zasrany intere…
- Crucio! –
ryknął Czarny Pan. Więzień wił się, wrzeszczał zdzierając sobie gardło. Lord
utrzymał zaklęcie przez prawie dwie minuty, ale to wystarczyło, aby pozbawić go
większości sił. Voldemort odczekał chwilę, po czym znów zabrał głos – Zapytam
jeszcze raz – powiedział przenikliwie, kucając przed więźniem i odwracając jego
twarz różdżką w swoją stronę tak, żeby patrzeć mu w oczy. – Jak się nazywasz?
- Anthony… McWill… - warknął, z trudem łapiąc oddech. Spoglądał
teraz na swojego oprawcę spod przymrużonych oczu.
- Anthony McWillu – zaczął Lord nienaturalnie spokojnym głosem. –
Zechciałbyś nam powiedzieć, czym się zajmowałeś, zanim złapali cię moi
Śmierciożercy? – zapytał, bawiąc się swoją różdżką.
- Możesz mnie… z-zabić. – powiedział, nie mogąc złapać tchu. Nadal
drżał po Cruciatusie. – Nic wie-więcej ci nie.. powiem – powiedział i
przymknął oczy. Voldemort poderwał się wściekły. Wycelował w niego różdżką.
- Och, z pewnością cię zabiję. Ale skoro nic nie powiesz, to myślę,
że język nie będzie ci już potrzebny. Linter…*
- Panie? – przerwał mu Dołohow.
- Co?! – Warknął.
- Z naszych źródeł wiemy, że był on czymś w rodzaju kata
Dumbledore’a – powiedział, zaczekał, aż Lord pozwoli mu kontynuować i mówił
dalej – Torturował i zabijał tych, którzy zaczynali coś podejrzewać, lub
doszukiwać się informacji, które mogłyby pogrążyć Dumbledore’a. Razem z nim
torturował Longbottomów. Nigdy nie zabija od razu.
- Jesteś już martwy, Anthony McWillu – syknął Czarny Pan, na co
McWill tylko się roześmiał. – Mam nadzieję, że podoba ci się wizja tygodniowych
tortur przed śmiercią. – Uśmiechnął się mściwie. – W końcu musimy się z tobą
pożegnać jak należy. – Zaśmiał
się złowieszczo i rzucił pierwszy czar – Sectumsempra!**
– w jednym momencie ciało McWilla pokryła czerwona posoka. Jakby ktoś
wylał na niego puszkę krwistej farby. Ale to nie była farba. Jego ciało co i
raz było rozcinane, jakby niewidzialnym mieczem, w każdym możliwym miejscu.
Cięcia były głębokie, a rozcięta skóra odsłaniała mięśnie. Gdzieniegdzie było
widać nawet kości. – Avery!
- Tak?
- Sprowadź tu Severusa. Niech weźmie ze sobą zapas eliksirów –
powiedział, a potem dodał z chytrym półuśmiechem na ustach – tych na specjalną
okazję. – Avery szybko czmychnął z celi i pognał po Snape’a. Czarny Pan
pochylił się nad swoją ofiarą i wyszeptał niemalże czule – A my się trochę
zabawimy. Demudasculio!*** – rzucił kolejne zaklęcie. Mięśnie
mężczyzny zaczęły odrywać się od kości. On sam wrzasnął z potwornego bólu,
jakiego doznawał po raz pierwszy w życiu. To było gorsze nawet od Cruciatusa.
Wił się po podłodze w spazmach bólu, z sekundy na sekundę nasilającego się.
Wszędzie dookoła była krew. Podłoga nie była od niej brudna. Na podłodze
zrobiła się jedna, wielka, krwista kałuża, w której leżał mężczyzna. – Och, nie
krzycz tak – powiedział sucho Voldemort. – To dopiero początek. – W tym
momencie do celi powrócił Avery. Zaraz za nim wszedł Severus z małą skrzynką,
zapewne zapełnioną eliksirami. – W samą porę. Severusie, podaj mu eliksir, żeby
nie stracił przytomności… zbyt wcześnie. – Zaśmiał się złowieszczo.
Severus wyjął trzy eliksiry. Jeden fioletowy, nie pozwalający
stracić przytomności, drugi zielony, sprawiający, że ofiara jest całkowicie
świadoma, co się wokół niej dzieje, a trzeci czerwony, uzupełniający krew, żeby
więzień nie umarł zbyt szybko. Odkorkował je, podszeł do McWilla i siłą wlał
mu je do gardła. – Gotowe. Możesz kontynuować – powiedział i odszedł na bok,
jednak nie opuścił lochu. Czarny Pan sapnął z zadowoleniem i powrócił do
przerwanej ‘rozrywki’.
- Czas na prawdziwą zabawę – powiedział, a zaraz potem rzucił
zaklęcie – Romposto!**** – i wszystkie kości i tak już
skatowanego człowieka trzasnęły głośno. Ręce i nogi wygięły się pod
nienaturalnym kątem. Anthony to wrzeszczał, to jęczał, roniąc coraz to więcej
łez, ale ból nie ustępował. Każdy szloch tylko go wzmagał. Miał problemy z
oddychaniem. Kałuża krwi powiększyła się. A oczy Lorda nie były teraz zwykłego,
czerwonego koloru. Były krwistoczerwone. Na jego twarzy widniał grymas
samozadowolenia, kiedy patrzył na swoje ‘dzieło’. – Skierował różdżkę na jego
twarz. Wiedział, że McWill jest już na skraju, długo nie wytrzyma. – Okulodamagzi.***** - mężczyzna wrzasnął po raz kolejny.
Spod jego mocno zamkniętych powiek zaczęły spływać krwawe łzy. Ból był nie do
zniesienia. Dwudziestokrotnie większy od migreny. Ofiara Czarnego Pana znów
zaczęła się wić. Voldemort popatrzył na człowieka, który przedstawiał sobą
żałosny obraz niemocy, nędzy i cierpienia. Był usatysfakcjonowany. Całe ciało
McWilla było pokryte głębokimi ranami, z których sączyła się krew. W niektórych
miejscach widoczne były białe kości. Jego kończyny zostały powykręcane jak u
szmacianej lalki. Cały był oblepiony krwią. Już nie krzyczał. Nie miał siły.
Zdarł sobie gardło. Lord
postanowił pozwolić odpocząć swojej ofierze do następnego dnia. – Dajcie mu
jakiś eliksir, żeby wytrzymał do jutra – powiedział, po czym podszedł do
McWilla i pochylił się nad nim, po raz kolejny szeptając – To jeszcze nie
koniec zabawy, Anthony McWillu.
Wyprostował się. Rzucił jeszcze krótkie i łagodne – Crucio – i wyszedł z celi. Tym razem nie
zlituje się nad pieskiem Dumbledore’a. Musi poczuć to samo, co czuły jego
ofiary. Dzisiaj była jedynie rozgrzewka. Jutro będzie dzień prawdziwych tortur. Tak, muszę przed tym porządnie się
wyspać. Pomyślał i poszedł w
stronę swojej komnaty.
Koniec rozdziału 5.
*Linterficio – zaklęcie mojego autorstwa, które Tom chciał rzucić
na McWilla, ale przerwał mu Dołohow. Powstało z połączenia dwóch wyrazów
łacińskich: ‘linguo’ – język i ‘interficiam’ – uciąć. Powoduje wyrwanie języka,
a przy okazji krztuszenie się krwią, problemy z oddychaniem (w przypadkach
krytycznych dochodzi nawet do uduszenia).
**Sectumsempra – zaklęcie autorstwa pani Rowling. Czar okalecza
ciało, jakby niewidzialny miecz ciął ofiarę, tworząc długie, głębokie, krwawe
rany.
***Demudasculio – zaklęcie mojego autorstwa. Powoduje oderwanie
mięśni od kości. Powstało z połączenia łacińskich słów: ‘demudabund’ –
obdzierać i ‘musculi’ – mięśnie.
****Romposto – zaklęcie mojego autorstwa. Powoduje połamanie kości
kończyn, żeber, kręgosłupa i miednicy. Powstało z połączenia słów w języku
esperanto: ‘rompi’ – łamać i ‘osto’ – kości.
*****Okulodamagzi – zaklęcie mojego autorstwa. Powoduje trwałe
uszkodzenie wzroku i/lub oczu. Jeśli poda się eliksir leczniczy, oczy można
naprawić, ale osoba pozostanie z pewnego rodzaju defektem, nie będzie widziała
wyraźnie. Jeśli zaś eliksir nie zostanie podany, osoba nie będzie nic widziała
i będzie odczuwała ogromny ból.
No, taki Voldemort mi się podoba. :D
OdpowiedzUsuńSeverus ojcem chrzestnym Harry'ego? o,O Hmm... Ciekawe, jak Harry zareaguje na tą wiadomość. Ale Dropsa to teraz jeszcze bardziej nie lubię.
Tylko dlaczego ten rozdział jest taki krótki?
Więcej proszę i weny życzę! ^^
Mmmm, po prostu cud, miód, maliny i ciasteczka :D Bardzo mi odpowiadają tego typu fragmenty ;> Dumbledore'a znienawidziłam już po paru poprzednich blogach yaoi, więc dla mnie nie dziwne jak większość robi z niego wrednego dziada ^^ Zaciekawił mnie za to fakt...Snape ojcem chrzestnym Harry'ego. Cóż czytałam już takie propozycje i zdecydowanie przypadły mi do gustu :D Ja tam go lubię xD Czekam na więcej słodkości serwowanych przez ciebie :3
OdpowiedzUsuńkolejny rozdział jest super .:) i te zaklęcia - sama je wymyślasz...niesamowite...że ci się chce ;PP pisz tak dalej, życzę weny, czasu i możliwości. Zapewniam iż będę czytała twojego bloga na bieżąco:)) komentować również będę więc wiedz że masz kolejną oddaną czytelniczkę ;PP :D
OdpowiedzUsuńWIĘCEJ TORTUR!!!!!!! WIĘCEJ ŚMIERCI!!!!!!! WIĘCEJ PRZEMOCY!!!!!!!!!!….. w wykonaniu Voldzia x3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch taki Voldemort mi się podoba, Dropsa to jeszcze bardziej nie lubię, Snape okazał się ojcem chrzestnym Harrego, ciekawe jak Harry na ta nowinę zareaguje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńświetnie, taki Voldemort mi się podoba, Dropsa to bardziej nie lubię, a Severus okazał się ojcem chrzestnym Harrego, ciekawe jak Harry na tą rewelacje zareaguje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
no i co kłamiesz, wszyscy wiedzą że Basia
Usuń