Drogie Zoobi i sol12, chcę, abyście wiedziały, że czytam wasze
blogi i komentuję je, ale nie wiem czemu, moje komentarze nie pojawiają się.
Chyba blogger mnie nie lubi. Podobają mi się wasze opowiadania i zawsze z
niecierpliwością czekam na kolejne notki.;)
A teraz zapraszam na nowy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba,
chociaż nie ma w nim kluczowych dla fabuły akcji. No może jedna. Zresztą sami
się przekonajcie:d
beta: tirea (kłaniam się i całuję rączki;])
4.
Harry obudził się wcześnie. Słońce dopiero wschodziło na niebo.
Dziś miał po raz pierwszy zjeść śniadanie z Tomem i Śmierciożercami. Po raz
pierwszy wreszcie wyjdzie z tego pokoju. Miał już dość siedzenia w nim. Z
uśmiechem na twarzy wygrzebał się z pościeli i zsunął z łóżka, po czym
czmychnął do łazienki. Po drodze zerknął na zegar. Było przed szóstą, a śniadanie zaczyna się dopiero o ósmej. To odpowiedni moment, aby skorzystać z
kąpieli w małym baseniku w jego łazience.
Otworzył drzwi i szybko podszedł do wanny. Odkręcił kurek z wodą i
płynem do kąpieli o zapachu gruszki. Ściągnął piżamę, cisnął ją w kąt i
zanurzył się w wodzie, na której powierzchni unosiła się biała, pachnąca piana.
Umył się, a potem siedział w wodzie i relaksował się. Trwał tak ponad godzinę.
W końcu postanowił wyjść. Sięgnął po śnieżnobiały, miękki ręcznik. Wytarł się i
zarzucił na siebie szlafrok. Podszedł do umywalki, umył zęby i spróbował
doprowadzić swoje włosy do porządku. Jednak po wielu nieudanych próbach
rozczesania ich i po złamaniu grzebienia odpuścił sobie. Wyszedł z łazienki.
Podszedł do drzwi garderoby i, kiedy otwierał je, w pokoju pojawił się
Kartofelek.
- Paniczu Harry Potter – powiedział skrzat, kłaniając się nisko. –
Kartofelek przyszedł powiedzieć paniczowi, że za pół godziny przyjdzie jeszcze
raz i zaprowadzi panicza na śniadanie. – Ukłonił się znowu i zniknął.
Harry wszedł do garderoby. Szybko wygrzebał czarne spodnie,
ciemnofioletową koszulę i czarne buty. Ubrał się i spojrzał w lustro, wiszące w
garderobie naprzeciwko drzwi. Stwierdził, że wygląda dobrze i wszedł z
powrotem do pokoju. Usiadł na łóżku i czekał na Kartofelka.
Nie minęło dużo czasu, kiedy Kartofelek znów się pojawił i zaraz
poprowadził go ciemnymi korytarzami, oświetlonymi jedynie przez pochodnie, do
jadalni. Tylko od czasu do czasu mijali jakiś obraz lub okno, które wpuszczało
jasne światło. Harry starał się zapamiętać drogę, kiedy w którą stronę
skręcili, ale na staraniu się skończyło. Mijali wiele rozwidleń, a skręcali
tyle razy, że Harry nie był w stanie policzyć. Pod koniec drogi zauważył, że
korytarze stają się większe i jaśniejsze.
Wreszcie stanął przed ogromnym wejściem. Poczuł, jak jego serce
zaczyna szybko bić. Nie spodziewał się, że będzie się denerwował zwykłym
śniadaniem… śniadaniem ze Śmierciożercami. Zatrzymał się i zaczął rozważać, czy
nie uciec z powrotem do pokoju, kiedy Kartofelek popchnął go. Kiedy tylko
przekroczył próg, wszyscy zwrócili na niego swój wzrok. Nie wiedział, co ma
zrobić. Odezwać się, czy po prostu usiąść gdzieś na końcu stołu.
- Dzień dobry, Harry – nagle odezwał się Tom, ratując go z
opresji. Wstał i podszedł do niego. Położył mu rękę na plecach, w okolicach
łopatek i poprowadził do stołu. – Wyspałeś się? – zapytał łagodnie z
półuśmiechem na ustach.
- Tak, dziękuję – mruknął niepewnie. Riddle wskazał mu krzesło,
stojące po prawej stronie od jego miejsca. On sam siedział u szczytu stołu.
Harry ze zdziwieniem stwierdził, że nie pojawiły się jeszcze żadne potrawy.
Zaczął się zastanawiać, na co lub na kogo mogą jeszcze czekać, kiedy znów
odezwał się Tom.
- Myślę, że Bella, Lucjusz, Avery, Rookwood i Travers chcieliby coś
powiedzieć – powiedział spokojnie i spojrzał znacząco na wymienioną piątkę.
Harry podążył za jego wzrokiem i stwierdził, że ci Śmierciożercy nie wyglądali
najlepiej, a nawet źle. Kiedy napotkał na groźny wzrok Bellatrix, jego serce
zaczęło bić jak szalone. Obrazy z Ministerstwa zaczęły przelatywać mu przed
oczami. Pierwszy wstał Lucjusz, a zaraz za nim zrobili to samo Avery, Rookwood
i Travers. Tylko Lestrange siedziała, nie mając zamiaru się ruszyć. Harry
zastanawiał się, czy nie przeklnie go wzrokiem, kiedy odezwał się Lucjusz.
- Myślę, Potter, że trochę źle zrozumieliśmy intencje Toma wobec
ciebie, przez co w Ministerstwie doszło do… nieprzyjemnej sytuacji. – Nieprzyjemnej sytuacji. Prychnął w myślach Harry. To duże niedopowiedzenie. Spojrzał Lucjuszowi w oczy, kiedy ten
zdecydował się mówić dalej. Jego głos był pewny i chłodny. – Mamy nadzieję, że
nie będziesz czuł do nas urazy zbyt długo. – Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.
Lucjusz go przepraszał, na swój pokręcony sposób, ale jednak. Był pewien, że to
za sprawą Toma. Chciał już powiedzieć, że wszystko w porządku, kiedy znowu
odezwał się Tom.
- Bello, nie przyłączysz się do przeprosin? – zapytał na pozór
łagodnym głosem, w którym jednak skrywała się groźba.
- Nie mam za co przepraszać tego smarkacza. Dostał to, na co
zasłużył – powiedziała i odwróciła od Harry’ego głowę w geście obrzydzenia.
- Jesteś pewna, Bello, że nie chcesz przeprosić Harry’ego? –
Bellatrix nic nie odpowiedziała, tylko z zainteresowaniem przyglądała się swoim
paznokciom. – Nott, wiesz co robić – powiedział i dał mu znak, że ma zabrać
Lestrange i odejść.
- Zabieraj swoje brudne łapy! – warknęła na Notta. Jednak on nie
zwrócił na to uwagi. Zatargał ją do wyjścia. Gdy tylko przekroczyli próg, kobieta wrzasnęła. Harry nie chciał wiedzieć z jakiego powodu. Jej wrzaski
słychać było jeszcze przez chwilę.
- Myślę, Harry, że powinieneś poznać wszystkich – zaczął Tom ze
swoim półuśmiechem na ustach. – Severusa i Lucjusza już znasz – powiedział, wskazując na mężczyzn po swojej lewej stronie. - Dalej siedzi Narcyza, żona
Lucjusza, Rowle, Alecto i Amycus Carrowowie…. – i tak Harry poznał nazwiska
wszystkich Śmierciożerców obecnych na śniadaniu. A byli to jeszcze
m. in. Avery, Rudolf i Rabastan Lastrange, Antonin Dołohow, Walden Macnair,
Augustus Rookwood, Arnold Yaxley i Selwyn.
Kiedy wreszcie na stole pojawiło się śniadanie, wszyscy zabrali
się za jedzenie. W połowie posiłku wrócił lekko dyszący Nott i usiadł na swoim
miejscu. Wszyscy ze sobą rozmawiali i uśmiechali się. Było niewiarygodnie… miło
i przyjemnie. Harry nie spodziewał się takiej atmosfery. Myślał, że będzie
grobowa cisza i że każdy będzie patrzył w swój talerz. A oni zachowywali się
jak jedna wielka rodzina.
Kiedy wszyscy już prawie zjedli, Tom znów przyciągnął uwagę
wszystkich na siebie. – Chciałbym jeszcze powiedzieć, że od teraz Harry jest
jednym z nas – zaczął. – Albo raczej powinienem powiedzieć, że jest moim
zastępcą. Macie okazywać mu należyty szacunek i wykonywać jego polecenia. – Wszyscy patrzyli w ciszy to na Czarnego Pana, to na
chłopca-który-jakim-kurwa-cudem-jest-zastępcą-Czarnego Pana?
- Z tymi poleceniami, to chyba przesadziłeś – powiedział Harry do Toma,
na co on zaczął się śmiać. Zaraz za nim śmiechem wybuchnęli niemal wszyscy
Śmierciożercy. Nie wiedział, kiedy obok niego pojawiła się Alecto Carrow.
-Witaj w rodzinie, Harry – powiedziała i przytuliła go, jakby
byli najlepszymi przyjaciółmi, którzy nie widzieli się przez dłuższy okres
czasu.
***
Było słoneczne popołudnie. Harry siedział w ogrodzie, oparty
plecami o jabłoń w pobliżu niewielkiego jeziorka. Magia i piękno ogrodu
zachwyciły go, gdy tylko go ujrzał. Od dwóch dni spędzał w nim niemal cały
czas. Jedynie przed kolacją nie wychodził z dworu, czekając na Toma. Zwykle
wieczorami rozmawiali o przeszłości, o celach Riddle’a, o okrucieństwie
Dumbledore’a. Voldemort nie ukrywał przed nim faktu, że zdarza się, rzadko, ale
jednak, że torturują kogoś, zabijają. Powiedział mu również, że ataki na
mugolskie wioski są spowodowane chęcią wyłapania członków Zakonu Feniksa w celu
wyciągnięcia z nich informacji. Jednak starają się podczas nich nie ranić
mugoli. Pokazał mu wspomnienie, w którym Dumbledore wydał rozkaz podpalenia
mugolskich domów, podczas jednego z takich ataków. Dyrektor powiedział Zakonnikom, że Śmierciożercy się w nich ukrywają. Podczas gdy, do tej pory
zaufani Harry’emu ludzie, podpalali domy niewinnych ludzi, Śmierciożercy na
czele z Tomem gasili wszechogarniający ogień. Po obejrzeniu wspomnienia Harry
nie mógł uwierzyć, że Dumbledore mógł posunąć się do czegoś takiego.
Jednak gryfon czuł, że Tom coś przed nim ukrywa. Kiedy zapytał go
o to, Riddle odpowiedział mu tylko, że nie jest jeszcze gotowy, aby się o tym
dowiedzieć. Napawało to Harry’ego pewnego rodzaju niepokojem. Stwierdził, że to, czego nie chce powiedzieć mu Tom, musi być czymś strasznym. Cieszyło go jednak,
że nie próbował mu wmawiać, tak jak Drops, że jest z nim całkowicie szczery i
wszystko mu mówi. Otwarcie przyznał, iż ukrywa coś, zapewniając, że dowie się,
ale później. Harry przystał na to, wiedząc, że Tom musi mieć jakiś powód, aby na
razie mu tego nie mówić.
Było mu przykro, że nie będzie brał udziału w uczcie pożegnalnej,
która zacznie się, za jakąś godzinę. Chciałby teraz siedzieć w pokoju wspólnym
Gryffindoru, spędzając ostatnie chwile z przyjaciółmi przed rozpoczęciem
wakacji. Zastanawiał się, czy gdyby poznali prawdę, to przeszliby na stronę
Toma. Czy w ogóle uwierzyliby w to. Nie mógł się pogodzić z myślą, że może
stracić przyjaciół.
Śmierciożercy okazali się nie być tacy źli, jak sobie wyobrażał.
Bellatrix w końcu go przeprosiła, mimo że nie były to szczere przeprosiny i
nadal rzucała mu mordercze spojrzenia. Malfoy, Avery, i Rookwood powiedzieli,
że może liczyć na ich ochronę i pomoc. Próbowali wytłumaczyć się, że myśleli,
iż Tom chce go zabić, ale Riddle kazał im się zamknąć. Co najciekawsze
Śmierciożercy wcale nie zachowywali się, jakby byli jego pieskami. Często
drażnili się z Voldemortem, dokuczali mu i żartowali z nim. Zwracali się do
niego Panie, tylko kiedy
chcieli go wkurzyć, lub kiedy grali swe role okrutnych Śmierciojadów. Nawet
Snape nie wydawał się taki mroczny jak w Hogwarcie. Czasami, ku wielkiemu
zdziwieniu Harry’ego, zwracał się do niego po imieniu. I bardzo rzadko rzucał w
niego kąśliwymi uwagami.
Harry z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Powoli odzyskiwał
siły. Również coraz lepiej czuł się ze świadomością, że to Dumbledore zabił
jego rodziców, a Tom uratował mu życie. Jednak za każdym razem, kiedy Harry
pytał, jakim cudem Riddle’owi udało się przeżyć w Dolinie Godryka, ten
odpowiadał, że porozmawiają o tym w odpowiednim czasie. Zaczynało to trochę
irytować młodego gryfona.
Zastanawiał się również, jak Tomowi udało się odzyskać swój dawny
wygląd. Voldemort wyglądał najwyżej na dwudziestotrzylatka. Nie wiedział
jednak, jak ma o to zapytać. Próbował wypytać Snape’a, ale ten tylko prychnął i
powiedział, że jeżeli Tom będzie chciał, to sam mu powie.
- Za pół godziny będzie obiad – usłyszał czyjś głos z prawej
strony i zobaczył zmierzającą w jego kierunku Alecto.
- Nie wiedziałem, że jest już tak późno – odpowiedział Harry.
Alecto podeszła i usiadła obok niego na trawie.
- Siedzisz tu od śniadania. Tom się o ciebie martwi. – Nic nie
odpowiedział, tylko wzruszył ramionami. Niemniej miło mu się zrobiło na duszy z
tą wiedzą. – Draco jutro wraca; nie będziesz się już nudził.
- Co?! – wykrzyknął Harry – Jak to Malfoy wraca? – Nie mógł w to
uwierzyć. – Chcesz powiedzieć, że on spędzi tutaj wakacje?
- Oczywiście. W końcu jego rodzice tutaj przebywają.
- No to co? - zapytał zrozpaczony Harry. – Nie może gdzieś
wyjechać? Na przykład na Księżyc?
- Nie lubisz go, prawda? – zapytała smutno Alecto.
- Alecto, my się nienawidzimy od naszego pierwszego dnia w
Hogwarcie. Jest wredną, samolubną, wyliniałą fretką. – Alecto zaczęła się
śmiać, gdy usłyszała, jak Harry nazywa Dracona.
- Harry, on musiał się tak zachowywać. Nie uważasz, że byłoby
dziwne, gdybyś zaprzyjaźnił się z synem prawej ręki strasznego Voldemorta? –
zapytała, ciągle się uśmiechając.
- To nie zmienia faktu, że jest arystokratycznym dupkiem. – Nachmurzył się.
- Oj Potter, Potter – powiedziała lekko chichocząc – Chodź,
idziemy na obiad, zanim te świnie wszystko zjedzą.
***
Położył się dość późno. Wieczorem postanowił skorzystać z pozostawionego
mu laptopa. Z zaciekawieniem wszedł na czarodziejskie strony internetowe
polecone przez Traversa. Nie zdawał sobie sprawy, że w sieci można znaleźć tyle
ciekawych informacji na temat magii. Najbardziej zainteresowały go strony o
quidditchu i modelach mioteł.
Kiedy w końcu poczuł zmęczenie, było już po pierwszej w nocy. Wziął
szybki prysznic i wślizgnął się do łóżka. Już od jakiegoś czasu nie spał w
satynowej piżamie tylko w bokserkach. To lato było bardzo upalne i było mu tak
o wiele chłodniej. Przed snem rozmyślał jeszcze o tym, czego Tom mu nie
powiedział i o zbliżającej się konfrontacji z Malfoyem. I co z tego, że w szkole ślizgon
tylko udawał? – pomyślał. – Nic nie zmieni faktu, że się
nienawidzimy.
Wreszcie zamknął zmęczone oczy i zapadł w sen. Był to
najspokojniejszy sen od dobrych kilku lat. Nie wiedział, czy coś mu się śni,
ale był w stanie całkowicie się odprężyć. Nawet Eliksir Słodkiego Snu nie
sprawiał, że czuł się tak spokojnie, mimo niepokoju tuż przed zaśnięciem.
***
- Potter – usłyszał wołanie z oddali. – Potter, obudź się. No
wstawaj, jest prawie południe. – Nie miał pojęcia, do kogo może należeć głos,
więc odwrócił się plecami do osoby, która próbowała wyrwać go z krainy snu. –
Potter, na Merlina, budzę cię już ze dwadzieścia minut. – Ktoś potrząsnął jego
ramieniem. Odwrócił się znowu i powoli uchylił powieki. Światło trochę go
oślepiło, więc zamrugał kilka razy. – No wreszcie. Ile można spać?
Harry otworzył oczy i ujrzał przed sobą osobę z niemal białymi
kosmykami włosów. Nie miał okularów, więc zaczął przypatrywać się osobie, która
przed nim stała i pełen szoku stwierdził, że jest to Draco Malfoy. Przetarł
oczy, ziewnął i wydukał.
- Malfoy, co ty robisz w mojej sypialni? – zapytał, a raczej
wymamrotał, niedowierzającym głosem. Co
ten wredny ślizgon znów mógł wykombinować?
- Wstawaj, Potter, szkoda dnia – powiedział wesołym głosem.
- Wynoś się stąd, Malfoy, ja idę spać – powiedział rozeźlonym
głosem. Odwrócił się od niego i z powrotem zamknął oczy. Z Malfoyem rozprawi
się później. Może namówi Toma, żeby rzucił na niego Crucio, tak na wszelki wypadek,
gdyby ślizgonowi znów przyszło do głowy budzenie go z samego rana.
- Potter, w żadnym wypadku nie idziesz spać – powiedział szybko
Draco, na co Harry warknął „spadaj” i nakrył głowę kołdrą. Wtedy blondyn
wrzasnął – Haaarry!
Harry poderwał się do siadu tak szybko, że coś strzyknęło mu w
plecach. Spojrzał z niedowierzaniem na Malfoya, który siedział na jego łóżku z
uśmiechem od ucha do ucha.
- No wreszcie! Gdybym wiedział, że krzyk tak na ciebie podziała, zacząłbym wrzeszczeć już od progu. – Zachichotał.
- Czy ty właśnie wypowiedziałeś moje imię tonem pozbawionym
sarkazmu, ironii, kpiny, groźby i złośliwości? – zapytał zszokowanym głosem, wwiercając w niego spojrzenie swoich zielonych oczu. Malfoy tylko jeszcze
bardziej się zaśmiał.
- Ty naprawdę nadal myślisz, że uważam cię za swojego wroga? –
zapytał rozbawiony. – A myślałem, że Alecto tylko żartuje.
- Spadaj z mojego pokoju – warknął gryfon i zrzucił rówieśnika ze
swojego łóżka. Blondyn wylądował na podłodze, śmiejąc się. Podniósł się do siadu
i oparł łokcie o materac. – Malfoy, ja nie żartuję. Wyjdź stąd, albo cię
przeklnę!
- Przestań się burzyć i wstań w końcu – powiedział przyjaznym
tonem. – Im szybciej się ogarniesz, tym szybciej pójdziemy nad jezioro. – Wstał, otrzepał się i spojrzał oczekująco na Harry’ego. – No rusz się!
- Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? – zapytał Harry już bez
znajomej wrogości w swoim głosie.
- Harry, są wakacje, jest ładna pogoda. Idziemy nad jezioro.
Proste? – zapytał Draco – A może nie rozumiesz po angielsku? – zadrwił, ale
popsuł efekt przyjaznym uśmiechem.
***
Kiedy Harry zjadł spóźnione śniadanie, udał się wraz z Malfoyem
nad niewielkie jezioro, położone pośrodku ogrodu okalającego Czarny Dwór.
Usiadł na pomoście i zamoczył nogi w wodzie. Wcześniej Alecto staranie
wysmarowała mu plecy jakimś kremem, żeby nie poparzył się od słońca, które dziś
dosłownie prażyło wszystko, co było wystawione na jego działanie.
Dyskretnie przyglądał się Malfoyowi. O co mu chodzi? – zapytał sam siebie. – Zachowuje się tak, jakbyśmy byli
jakimiś dobrymi kolegami. Że niby nigdy mnie nienawidził? Taa… Jasne… Może
Alecto, jak i wszyscy Śmierciożercy w to uwierzyli. Ale ja nie jestem głupi.
Pięć lat otwartej wrogości coś chyba znaczy, prawda? Nie dam się tak łatwo
zwieść. Mimo że stoimy teraz po tej samej stronie.
Ślizgon pływał w jeziorze, nie przejmując się przenikliwym
wzrokiem Harry’ego, który siedział na pomoście, opierając się z tyłu na
przedramionach. Moczył nogi w chłodnej, orzeźwiającej wodzie, jednak nie miał
zamiaru zanurzać się w niej cały. Dobrze wiedział, że po takiej kąpieli jego
włosy będą sterczały jeszcze bardziej, co da tylko Malfoyowi pretekst do
wyśmiewania się z niego. Co w rezultacie doprowadziłoby do bójki. W pewnym
momencie Draco podpłynął do niego i oparł się łokciami o pomost, obok
Harry’ego.
- Masz zamiar cały czas tak siedzieć? – zapytał, dysząc lekko. Miał
nadzieje na jakąś zabawę wspólnie z gryfonem, jednak on chyba nie był w
nastroju.
- Przeszkadza ci to? – odpowiedział pytaniem Harry. Ton jego głosu
był niesamowicie chłodny, odpychający. To jedno, krótkie zdanie otworzyło
Draconowi oczy. Gryfon nadal utrzymywał, że między nimi jest głęboka nienawiść.
Ślizgon wyszedł z jeziora i usiadł obok Pottera.
- Nie nienawidzę cię, Harry – zaczął, łagodnym głosem. Gryfon
spojrzał na niego; zdziwiony uniósł brwi. – Jeszcze nie wiem, czy cię lubię,
ale na pewno cię nie nienawidzę. Zrozum wreszcie, że cała moja nienawiść w
stosunku do ciebie, to była tylko gra.
- To, że twój ojciec chciał mnie zabić, to też była tylko gra?
Próbujesz mi wmówić, że nie podzielasz poglądów Lucjusza? – odparł pełnym
goryczy i nienawiści głosem.
- Grą było to, że zgadzam się całkowicie z ojcem. On rzeczywiście
nie pałał do ciebie sympatią… Nadal nie pała – dodał po chwili. – Uważa, że
zajmujesz zbyt dużo czasu Tomowi. Jest chyba zazdrosny.
- Dwie sprawy. Od kiedy mówisz na Voldemorta ‘Tom’ i jak to
zazdrosny?
- Tom nigdy nie kazał zwracać się do siebie ‘Panie’ czy ‘Lordzie’.
Dumbledore to wymyślił. A mój ojciec przyjaźni się z Riddle’em. Jest zazdrosny,
bo od kiedy się tu pojawiłeś, Marvolo poświęca mu znacznie mniej czasu. Prawie
w ogóle.
- Dlaczego nazywałeś Hermionę szlamą? Dlaczego wyśmiewałeś się z
Rona? Dlaczego się tak zachowywałeś w szkole? Bo musiałeś grać?! – zapytał
ironicznie. Miał już tego powoli dość. Wszytko okazuje się być inne, niż
przypuszczał. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego było to tak skomplikowane.
- Musimy zachować pozory. Nie jesteśmy wystarczająco silni, żeby
obronić się przed poplecznikami Dumbledore’a. Jasna strona musi myśleć, że jesteśmy
potężni i nie mamy skrupułów. Do czasu aż Tom zniszczy Dropsa i obejmie władzę
nad Ministerstwem – powiedział Draco. Harry przez chwilę analizował to, co
usłyszał. Z jednej strony wydawało się to logiczne. Jednak z drugiej mogliby po
prostu powiedzieć światu, kim w rzeczywistości jest Albus Dumbledore, pokazać
dowody. Już otwierał usta, aby zadać kolejne pytanie, kiedy ślizgon odezwał się
pierwszy, domyślając się, co gryfon chce powiedzieć. – Ludzie nie uwierzyliby
nam, nawet gdyby dostali namacalne dowody. To siedzi zbyt głęboko, Harry.
Dopóki Dumbledore wszystkim kieruje, świat będzie nas atakować – skończył i
popatrzył prosto w zielone oczy Harry’ego. Ich głębia była naprawdę
niesamowita, wręcz uwodzicielska.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi o wszystkim wcześniej, Malfoy, kiedy
zaczynaliśmy Hogwart? – zapytał już całkiem normalnym, pozbawionym chłodu i
nienawiści głosem, jednak z lekko wyczuwalnym żalem, spowodowanym niewiedzą
przez całe jego dotychczasowe życie.
- A uwierzyłbyś? – spytał i zachichotał, kiedy gryfon spuścił głowę.
– I proszę, Harry, mów mi Draco.
Koniec rozdziału 4.
Mam dziury w mózgu. Na prawdę.
OdpowiedzUsuńVoldemort, który jest miły, Draco, który tylko grał, Dumbledore, który na prawdę jest zły, a nie dobry.
Nie ma co. Dobry pomysł na ficka.
Na początku nie mogłam się przełamać do Toma, ale gdzieś w trzecim rozdziale go polubiłam. W ogóle mi nie pasuje ta dobroć Draco. I to już tak na początku, przecież ta jego nienawiść była tylko grą. To takie zabawne. xD
Fajnie się czyta, pierwszy rozdział był już ciekawy i teraz czekam na kolejny.
Weny życzę! ^^
Tak jakoś inaczej niż w opowiadaniach typu Tom dobry.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się bardziej od nich, nie wiem jakoś tak fajny i tyle.
Jak najwięcej weny i wszystkiego co tam chcesz, nie wiem zazwyczaj nie komentuję.
Awwww, akcja co raz to bardziej się rozkręca:) Rozumiem Harry'ego, co do kwestii wstawania z łóżka, bo u mnie z tym też kiepsko... ale na szczęście nie przesypiam do południa XD Jestem ciekawa, co będzie się działo z naszym kochanym bohaterem w szkole i co Dumbledore będzie wyczyniał :) Z upragnieniem czekam na kolejny rozdział i życzę ci obfitej weny :D
OdpowiedzUsuńO Boże to mnie rozwaliło : chłopiec-który-jakim-kurwa-cudem-jest-zastępcą-Czarnego Pana? Nowe przezwisko dla Potty'ego wymyśliłaś!!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się w stu procentach! :D
UsuńPiękny rozdział kocham to opowiadanie!!! Polubiłam Draco. Nie mogę się doczekać dalszych części.
OdpowiedzUsuńPisz dalej !!! Opowiadanie cud miód
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział naprawdę fantastyczny, Tom miły, dobry, śmiejący się i żartujący bardzo mi się podopba, Lucjusz jest zazdrosny, ze Tom nie poświęca mu teraz tak dużo czasu, no i Harry został jego zastępcą...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Nope, przepraszam, ale to było dla mnie za dużo. Kompletnie przeinaczyłaś kanon, przez co jedyne, co opowiadanie ma wspólego z książkami Rowling, to imiona :( Zaczęło się też lanie wody, niestety. Na tym więc zakończę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Phoe
Hej,
OdpowiedzUsuńnaprawdę fantastyczny rozdzia , Tom Riddle miły, dobry, śmiejący się i żartujący bardzo mi się podoba, Lucjusz jest zazdrosny, że Tom nie poświęca mu tak dużo czasu jak kiedyś, no i sam Harry został jego zastępcą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Fantastyczny rozdział
OdpowiedzUsuń